czwartek, 21 września 2017

Po mini-przeprowadzce.

Wczoraj Rodzicielka otrzymała opis zdjęcia RTG, tak jak sądziliśmy to ostroga na pięcie. Teraz czas na jakieś działania ze strony fizykoterapeuty czy coś. 

Za nami zamiana mebli z kolegą Staruszka z liceum i z bratem stryjecznym staruszka. Pierwsza część miała miejsce w środę, kiedy to przyjechał kolega Staruszka, razem zajęli się demontażem pewnych części kanapy. Nie obyło się bez szlifierki, bo śruby jakimi przymocowano skrzynię na pościel do kanapy właściwej wyglądały jakby pochodziły z innej planety. Nie miały żadnego łebka, otworu, niczego za co można by je złapać. Po odłączeniu elementów od siebie kolega Staruszka zadzwonił po swojego syna, który wraz ze swoim kolegą znieśli te meble do samochodu. Przy okazji nie mogłem się nadziwić jak potężnie zbudowany jest syn tego kolegi, a moje oczy zrobiły się już kwadratowe jak sam zniósł do auta fotel, który ciężko nawet było po podłodze przesuwać. Uwaga, zrobił to trzymając fotel do góry nogami, a cały mebel wziął na plecy. No po prostu szok. Dziś z kolei koło 12 Staruszek podjechał do swojego brata stryjecznego, aby tam nadzorować pakowanie kanap i tego fotela z regulacją elektryczną. Firma przewozowa spisała się profesjonalnie i na 5+. Wszystko zabezpieczyli przed deszczem, zamontowali nóżki i inne elementy rozmontowane do transportu itd. Jedyny mankament tych mebli to zapach dymu papierosowego, który wgryzł się w materiał z którego są wykonane te meble. Poza tym wszystko jest cacy. :)

Zrezygnowałem z czytania ,,Ulissesa" po jakichś 110 stronach, uznałem, że męczyć się czytaniem to szczyt głupoty. Sięgnąłem za to po ,,Miłość w czasach zarazy" Marqueza i jak na razie zostałem wciągnięty w świat przedstawiony. 

Pozdrawiam!

15 komentarzy:

  1. Ale sprawna logistyka, siłacz może coś ćwiczy, skoro tak dźwiga!
    Gdy spotykam takie lektury jak Ulisses, zastanawiam sie, dla kogo jest to pisane, może głównie dla autora?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostroga to straszne cholerstwo. Wiem bo Ciccino ma. Jednak fizykoterapia, fala uderzeniowa, masaże i odpowiednie ćwiczenia na rozcięgno podeszwowe dają dobre efekty. Po ostatniej sesji rok temu do dzisiaj jest spokój. Życzę żeby i Twojej mamie te zabiegi pomogły. Życzę też zadowolenia z użytkowania mebli i pozdrawiam:)
    p.s. myślałam, że dasz radę 'Ulissesowi':) a jednak i Ciebie pokonał;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przede wszystkim mama nie powinna po domy chodzić w klapkach z odkrytą, nieustabilizowana pietą. I koniecznie trzeba nabyć w sklepie obuwniczym "podpiętki" na ostrogę piętową. Najskuteczniejsze jest leczenie ultradzwiękami a poza tym codzienne smarowanie stópki maścią borowinową i kąpanie jej w naparze z rumianku. I raczej Mama będzie się musiała pożegnać z wytworniejszym obuwiem wyjściowym typu szpilki, najzdrowsze są adidaski, mogą być tzw "miejskie adidasy". No i po domu konieczne jest zrezygnowanie z klapków. Już to wszystko na sobie przećwiczyłam.
    Brawo Ty - może, podobnie jak ja jeszcze za jakiś czas podejdziesz do Ulissesa, ale szczerze mówiąc nie jest to obowiązkowe.;))W "miłości w czasach zarazy" czytania dużo i dobrze się czyta.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak myślałem, że dasz sobie spokój w tą powieścią. Czytanie powinno byś przyjemnością jak wspominałem a męka nad rozkminianiem wątków i ciągła niepewność "co poeta miał na myśli" tej przyjemności pozbawia więc z czystym sumieniem można takie dzieło cisnąć w kąt. Co prawda znam taką osobę, która twierdzi, że jest to "wybitnie ambitne dzieło stworzone dla nielicznych" i że "Ulissesa trzeba umieć czytać" ale takich wypowiedzi delikatnie mówiąc nie biorę na poważnie. Wolę pozostać przy mojej nieumiejętności czytania.
    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo zostaję przy swoim braku umiejętności tak dalekiego ,,czytania między wierszami" jak w ,,Ulissesie". Wymiękam, choć jednocześnie nie żałuję próby. :D

      :) Jakbym w domu był mogłoby chodzić o Yerba Mate, wiersz powstał jednak nad jeziorem na Warmii. Coś jednak musiało się dziać, skoro wymyśliłem taką historię. Cóż, obudziłem się z zamyślenia o Aztekach w najlepszym dla siebie momencie. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Witam w ulissesowym klubie! ;)

    Też mam uraz do mebli przesiąkniętych zapachem papierosowego dymu, strasznie ciężko jest się pozbyć tego "zapachu", no ale prędzej czy później się uda.

    Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż Ci zazdroszczę, że już masz po meblowaniu się. To jeszcze przede mną. Najpierw muszę znaleźć chętnego na mój zestaw wypoczynkowy [narożnik + dwa fotele] a potem zdecydować co jeszcze wywalić z domu, aby zrobić miejsce dla nowych sprzętów.

    U mnie także kiedyś pojawiła się ostroga na pięcie. Aptekarka doradziła maść, bardzo skuteczną, bo pozbyłam się raz na zawsze tej dolegliwości. Tylko nie pamiętam nazwy tej maści.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytanie ma być przyjemnością, nic na siłę. Smakowanie zdań dla samego zestawienia ciekawych słów i gry wyobraźni należy zostawić pasjonatom.
    A przeprowadzka to zawsze trochę zamieszania sprawia.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Po tytule myślałem, że Wy się przeprowadzacie. A to tylko przeprowadzka mebli...

    OdpowiedzUsuń
  9. I to jest to co bardzo lubię w rodakach - jak trzeba pomóc np w przeprowadzce to przyjedzie wujek, stryjek i jego kolega z synem, także sąsiad... A tu wśród Anglików tak to nie działa niestety:(
    Jak masz przeprowadzkę to zamawiasz firmę a jak mniej rzeczy to van+man. Co do czytania też uważam, że ma ono sprawiać przyjemność

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie... Poddałeś się? Ja się zaczęłam za tą książką rozglądać po tym jak o niej napisałeś :) Spróbuję :)

    Dobrze, że przeprowadzka poszła gładko :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeprowadzki to temat sam w sobie. Mimo, iż mieszkam pod tym samym adresem już sporo ponad pół wieku, mam też w tym aspekcie swoje doświadczenia..

    Opowiem tylko o jednym.

    Rzecz się działa w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W tamtych czasach kupno mebli graniczyło z cudem. Mieliśmy z żoną zapotrzebowanie na zakup czterech krzeseł. Dobrze by było, aby jednakowych, bo miały stanowić wyposażenie dużego pokoju. Chodziliśmy zatem po sklepach meblowych, aż wreszcie, po pół roku takiego polowania trafiłem w sklepie na Płockiej (przypominam - mieszkam w okolicy pl. Unii). W owym czasie zwyczaje były takie, że w sklepie były tak zwane "meble pokazowe", a zakupiony towar odbierało się na zapleczu, zapakowany. Ale powiedziano mi, zż nie ma czterech jednakowych krzeseł, ale są dwa razy dwa podobne. Zdecydowałem się.

    Z tych pieniędzy, które miałem przy sobie wpłaciłem do kasy sklepu tak zwany zadatek i zadzwoniłem (z budki telefonicznej, bo innych telefonów wówczas nie było) do żony, aby przyjechała do sklepu z pieniędzmi. Wzięła z domu odpowiednią sumę z kupki "na życie" i już po godzinie była w sklepie. Zapłaciliśmy i odebraliśmy na zapleczu cztery zapakowane krzesła, cały czas nie wiedząc, co kupujemy. Wyszliśmy przed sklep i powstał problem, jak te cztery krzesła donieść do domu (ok. 4,5 km w linii prostej). Oczywiście z ciekawości oddarliśmy część papierowego opakowania, aby zobaczyć, czy te dwa różne (2x2) krzesła mają choć podobne obicia. Miały!

    Postanowiliśmy przenieść krzeła do ul Kasprzaka, tam wsiąść w tramwaj 10 i tak przewieźć nabytek do domu, ale szczęśliwie zastopowałem przypadkową furgonetkę i kierowca za drobnym wynagodzeniem zgodził się przewieźć nas z krzesłami do domu.

    Dopiero w domu odarliśmy krzesła z papierowego opakowania i okazało się, że mamy cztery IDENTYCZNE krzesła. Wyobrażacie sobie, jacy byliśmy szczęśliwi?

    Naprawdę, Piotrze, Twoje przygody z meblami to pryszcz.

    adam

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale krzesła to pryszcz. Ponieważ moje mieszkanie liczy 3,05 m wysokości standardowa drabina jaką można było kupić w latach siedemdzesiątych była za niska. Ale kiedyś, będąc w służbowej delegacji w Zielonej Górze trafiłem na odpowiedniej wysokości drabinę malarską. Najpierw ją kupiłem, a potem zacząłem się zastanawiać jak ją przewieźć do Warszawey, tym bardziej, że miałem jeszcze w planie jechać do Poznania, gdzie też miałem jakieś sprawy do załatwienia. Ale udało mi się, wysłałem drabinę do Warszawy tak zwanym kolejowym listem ekspresowym. Ale to temat na osobną opowieść.

    adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz Adamie, nie pamiętam bo nie mogę czasów dalszych niż lata 90. Jednak takie historie dotyczące zakupów, a może bardziej polowania na różne towary znam z opowieści swojej rodziny. I przyznam Ci rację, że poza drobną pracą jaką trzeba było wykonać przy demontażu i składaniu nowych mebli (raptem cztery nóżki i sprężyny) cała ta przeprowadzka nie była wcale taka straszna.

      Pewnie, że takie coś jest właściwie nie do przewidzenia kto czym będzie się zajmował w przyszłości.

      Nie do końca zgadłeś, choć pomyliłeś się niewiele w kwestii tego gdzie mieszkam. :) Mieszkam bowiem bliżej Wisły, a z miejsc gdzie można spotkać kogoś znanego bliżej mam na Plac Trzech Krzyży, ewentualnie na ulicę Wiejską.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. Moja siostra też miała ostrogę, cierpiała bardzo, nosiła specjalną wkładkę, ułatwiającą chodzenie. Mam nadzieję, że tyle miesięcy po fakcie, mamie fizykoterapia pomogła i nie potrzebny był zabieg.

    OdpowiedzUsuń